poniedziałek, 5 maja 2014

Rozdział 8

Utopiła się w rzece wspomnień, nie będąc w stanie o niczym zapomnieć... 
-Co powiesz na to, aby się wybrać na spacer? -zapytał Harry, stojąc przed Hope.
Dziewczyna patrzyła na niego z lekko rozszerzonymi oczami. Wychyliła się lekko zza drzwi i spojrzała na ciemne ulice Londynu.
-Harry, ale jest środek nocy. -powiedziała ostrożnie.
Chłopak potrząsnął delikatnie głową.
-To najlepsza pora na spacer. -wyjaśnił z wielkim uśmiechem na twarzy.
Hope spojrzała na niego i od razu się uśmiechnęła. Zobaczyła w nim małego chłopca, który chce coś więcej od życia. A najbardziej w świecie chce zrobić coś szalonego. I gdy tak patrzyła prosto w jego radosne oczy, nie była w stanie mu odmówić. I chodź był środek nocy, a ona była w cienkiej piżamie, nałożyła na swoje bose stopy, buty i wyszła z nim na spacer. Na bardzo ciepły spacer, chodź na dworze było bardzo zimno.
Chodź cofnijmy się razem w czasie. Bądźmy znów radosnymi dziećmi, które nie troszczą się o jutro. Nie miejmy już żadnych problemów. Bądźmy szczęśliwi tańcząc w rytmie swoich własnych piosenek. Zaśpiewaj mi miłość. 
Hope szła koło Harry'ego, otulona jego ciepłą kurtką.
-Niech ta chwila trwa wiecznie. -powiedziała cicho dziewczyna.
Chłopak spojrzał na nią i chwilę nad czymś się zastanawiał. W pewnym momencie złapał przelatujące koło nich piórko i uśmiechnął się do Hope. Kazał otworzyć dziewczynie dłonie i włożył jej do nich białe piórko.
 -Teraz ta chwila będzie trwać wiecznie. -powiedział.
-Ale... -Hope chciała coś powiedzieć, ale on jej przerwał.
-Tutaj będzie trwać tak długo jak tylko zechcesz. -pokazał na jej serce.
Hope zrozumiała i wiedziała, że Harry ma rację.
Rozświetlasz moje serce i sprawiasz, że zaczynam żyć na nowo. Przy Tobie dostaję skrzydeł i zaczynam wierzyć, że gdy przebywa się z aniołami, można w końcu stać się jednym z nich. I chodź wcale nie jestem nikim wyjątkowym i nie mam serca anioła, Ty przypiełeś mi skrzydła do pleców i powiedziałeś "dla mnie jesteś aniołem"
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kochani, boję się, że już nikogo tutaj nie ma. Chcę zobaczyć, kto ze mną został, więc bardzo proszę o komentarze, aniołki (:

wtorek, 25 marca 2014

Rozdział 7

Hope, ty się w sobie zamykasz. Schowałaś się gdzieś  na dnie samej siebie i zamknęłaś wszystkie okna. Wyrzuciłaś gdzieś klucz do drzwi i czekasz na kogoś kto go znajdzie.. Otuliłaś się ciemnością, smutkiem i samotnością. Niemym krzykiem wołasz o pomoc. Nikt nie słyszy nie wypowiedzianych słów. 
 -Kiedyś uwielbiałaś tu chodzić. -powiedziała Susan, próbując przypomnieć Hope, jak kiedyś  wiele brała od życia. -To było twoje miejsce. -zaśmiała się smutno Susan.
 -Kiedyś wszystko było nasze. -powiedziała nagle smutnym głosem Hope. -Ale Bóg w końcu zabiera nam wszystko co mamy. Aż w końcu jedyne co jest nasze to puste, cztery ściany pokoju... Nic więcej.
 ***
Ale czasem trudno sobie wyobrazić jeszcze jedną miłość. Wydaje mi się, że kochać, ale tak naprawdę  kochać, da się tylko raz. Bo miłość trawa wiecznie... 
-Musisz pozwolić mi Cię kochać. Musisz dać mi szansę. Musisz pozwolić nam na miłość. Bo sam nie dam rady o nas walczyć. -wyszeptał lekko łamliwym głosem, Harry.
 -Chciałabym móc cieszyć się tą miłością. Ale gdy przyglądam jej się dłużej, to zdaję sobie sprawę z tego, że to nie może być miłość. Bo moja miłość wybrała się dość dawno na spacer i zatrzymała się w sercu jednego  z mężczyzn. Wydaje mi się, że chyba znalazła tam swoje miejsce, tak jak każdy powinien znaleźć taką przystań, stworzoną właśnie dla siebie. -mówiła Hope cichym głosem, lecz każde jej słowo było nadzwyczaj wyraźne. 
 Harry spojrzał na nią smutno. Wydawało się jakby niemal chciał zaraz wypłakać ocean łez. Lecz on tylko potrząsnął zrozumiale głową, a jego oczy niemal jakby chciałaby powiedzieć, że wie co ona czuje. Chłopak wstał z ławki i zaczął iść powoli w stronę ogrodu za domem. Hope podążała niepewnie za nim. Nie wiedziała czy powinna była go zatrzymać czy też chociaż coś powiedzieć. Brunet jednak w końcu się zatrzymał. Obejrzała się tylko ostrożnie naokoło siebie i nagle niespodziewanie położył się na wilgotnej trawie, wlepiając swój wzrok w gwieździste niebo. Dziewczyna chwilę zastanawiała się co powinna zrobić, aż w końcu położyła się koło chłopaka. Leżeli chwilę w ciszy. W dość przyjemnej ciszy. Każde z nich zastanawiało się co drugie myśli ale ich myśli były nadzwyczaj spokojne. 
-Aby była na niebie chodź jedna gwiazda, która świeciłaby tylko dla Ciebie. -wyszeptał w pewnym momencie Harry. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
ehe ehe Co myślicie o rozdziale? ;**

piątek, 10 stycznia 2014

Rozdział 6

 Podobno tak kochać da się tylko raz w życiu, a Hope stwierdziła, że jeśli nie jest w stanie pokochać równie mocno Harry'ego, a może go kochać tylko mniej, to woli nie kochać wcale. Przecież jeśli John nigdy nie odejdzie z jej głowy, serca to na zawsze już będzie sama. Przecież nie da się już nikogo innego pokochać. Wydaje mi się, że to dlatego, że jest się już za słabym na kolejną miłość. Przecież trzeba mieć młodą duszę, aby wszystko przeżyć jeszcze raz, od początku. A ona tego nie chciała. Ona chciała kochać tylko jego. Nawet jeśli miałaby na niego czekać całe życie i jeszcze dłużej, czekałaby. Przecież chyba właśnie o to chodzi w miłości - czeka się na kogoś nawet wtedy, gdy wie się, że ta osoba nie przyjdzie.
 Hope oparła głowę o okno i dokładnie przyglądała się deszczu za oknem. Zastanawiała się co on teraz może robić. Gdzie jest? Czy na kogoś czeka, czy tęskni za kimś? Czy siedzi teraz na dworze, czy w ciepłym domu? Czy ma kogoś przy sobie, czy jest sam? Czy bardzo się zmienił?
 Dobrze wiedziała, że gdyby tylko poprosił, oddałaby mu swój cały świat. 

 ***
Jak nurek każdego dnia nurkowała w oceanie własnego smutku. Powoli już nie wytrzymywała. Każdego dnia miała coraz mniej tlenu. Dusiła się życiem, powietrzem, ludźmi. 
 -Hope, Hope! -Susan dobijała się do drzwi łazienki. 
 -Już wychodzę. -Hope, jakby nagle ocknęła się z jakiegoś transu. 
 Potrząsnęła głową, przemyła twarz zimną wodą i w końcu przekręciła klucz w zamku. Przyjaciółka przyjrzała sie jej dokładnie i mocno przytuliła.
 -Bałam się, że coś Ci się stało. -mówiła, a po jej policzkach zaczęły spływać łzy. -Bałam się, o Ciebie. -ciągnęła.
 Hope przytuliła mocniej przyjaciółkę. 
 -Nic mi nie jest. Brałam tylko prysznic. -skłamała.

 ***
-Nie jestem nikim wyjątkowym. -powiedziała pewnie Hope, patrząc prosto w oczy Harry'ego. 
 Zimny wiatr otulał ich ciała, ale nikt z nich nie pofatygował się aby nałożyć kurtkę. Stali tak i wydawało się, że w ogóle nie odczuwali zimna. Byli rozgrzani własnym ciepłem. Byli rozgrzani miłością, która ledwo co rozpaliła płomyk w ich sercach. A wszystko zaczyna się od małego płomyku. 
 -Jesteś najbardziej wyjątkową osobą jaką znam. -stwierdził Harry. -Wiesz, polubiłem te wszystkie nasze spotkania, te nasze rozmowy, to jak dobrze się rozumiemy. Polubiłem nasze wspólne wygłupy. Polubiłem śmiać się z Tobą. Polubiłem Ciebie... -przerwał na moment. -Kocham Cię, Hope. -wyszeptał, nie odrywając od niej wzroku. 
Musisz nauczyć mnie kochać na nowo. Już zapomniałam jak to jest kochać kogoś całym sercem, z wzajemnością. Bądźmy wspólnymi nauczycielami. Uczmy się nawzajem miłości. 
------------------------------------------------------------------------
Liczę na długie komentarze ;) 

wtorek, 7 stycznia 2014

Rozdział 5

 Zakochujmy się w sobie powoli. Podobno wtedy miłość trwa dłużej. 
 Harry od paru dni nie myślał o nikim innym, jak tylko o Hope. Ta dziewczyna całkowicie zawładnęła jego myślami. Weszła do jego głosy i postanowiła pozostać tam na zawsze. Zupełnie tak, jak się niedawno okazało, w sercu. Pokochał ją. Nie mógł zrozumieć tylko dlaczego? Co było w niej takiego, że nagle zechciał spędzić z nią resztę swojego życia? Przecież miała tak wiele wad. Nie miała figury modelki, idealnie ułożonych włosów. Była okropnie uparta. Zawsze spóźniała się na spotkania. Miała poobgryzane paznokcie i zaszklone oczy. Przeżyła wiele i była bardzo zraniona przez życie. Była wręcz wrakiem człowieka... Ale on ją kochał. Kochał w niej wszystko. Każdą jej wadę i zaletę. Kochał to jak na niego patrzyła, jak się uśmiechała. Co z tego, że nie umiała gotować, a czasem przypalała nawet wodę na herbatę? Dla niego była idealną kucharką. Może właśnie na tym polegała miłość - kocha się kogoś nawet wtedy gdy nie wie się dlaczego.

 -Jak powiedzieć komuś, że się go kocha? -wypalił Harry ni stąd ni zowąd.
Mała, ośmioletnia Megan spojrzała na niego dziwnie po czym głośno się zaśmiała.
-Wiedziałam! Wiedziałam! -zaczęła krzyczeć, wstając z miejsca. -Wiedziałam, że się zakochałeś! -dodała po chwili.
 Harry podniósł głowę do góry i dokładnie przyjrzał się tej blondynce. Miała przecież rację, zakochał się.
-A więc? Jak powiedzieć, że się kocha? -zapytał cicho, zastanawiając się czy na pewno dobrze robi pytając o to właśnie jej.
 Megan usiadła na podłodze, naprzeciwko niego i skrzyżowała nogi. Chwilę mu się przyglądała, śmiejąc się lekko pod nosem.
 -Och, Harry. -powiedziała w końcu. -Jeśli kochasz ją naprawdę... -ciągnęła. -O miłości powinno mówić się tylko szeptem. -dodała po chwili.
 Chłopak znów na nią spojrzał, zastanawiając się czy to co ona mówi ma właściwie jakikolwiek sens. Ale przecież ma. O miłości powinno mówić się tylko szeptem. 

Myślę, że deszcz to łzy Boga. Przecież on jest taki wielki, a on musi płakać. Na jego miejscu płakałabym cały czas. Przecież to on stworzył ten okropny świat. On stworzył cierpienie, ból, smutek. To jego wina. 
 Hope szła, ciemną nocą, brzegiem plaży. Woda obijała się o jej stopy. Ale Hope nie obchodziło to, że woda była tak bardzo lodowata. Właściwie to w ogóle tego nie zauważyła. Jej myśli wędrowały to od John'a to do Harry'ego i tak w kółko. Zastanawiała się czy to możliwe. Czy możliwe jest to aby pokochać kogoś jeszcze raz. Jeszcze raz tak mocno, jak kochało się wcześniej inną osobę. Przecież John nadal był w jej życiu. Chodź nie było go tutaj ciałem, nie dało się go poczuć, usłyszeć, dotknąć, to on tutaj był. Był w jej sercu. W każdej rzeczy. Był w pustym kubku po kawie, był w ławce w parku, w pustym fotelu, w książce, był w jej mieszkaniu i na zewnątrz. Był wszędzie.
 Jej serce zostało podpisane Jego imieniem i od tej pory należy tylko do Niego. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, że rozdział jest taki krótki i tak rzadko dodaję rozdziały. Postaram się tym razem jednak dotrzymać słowa i jeśli będzie pod tym rozdziałem pięć komentarzy, to od razu dodaję kolejną część c;