piątek, 10 stycznia 2014

Rozdział 6

 Podobno tak kochać da się tylko raz w życiu, a Hope stwierdziła, że jeśli nie jest w stanie pokochać równie mocno Harry'ego, a może go kochać tylko mniej, to woli nie kochać wcale. Przecież jeśli John nigdy nie odejdzie z jej głowy, serca to na zawsze już będzie sama. Przecież nie da się już nikogo innego pokochać. Wydaje mi się, że to dlatego, że jest się już za słabym na kolejną miłość. Przecież trzeba mieć młodą duszę, aby wszystko przeżyć jeszcze raz, od początku. A ona tego nie chciała. Ona chciała kochać tylko jego. Nawet jeśli miałaby na niego czekać całe życie i jeszcze dłużej, czekałaby. Przecież chyba właśnie o to chodzi w miłości - czeka się na kogoś nawet wtedy, gdy wie się, że ta osoba nie przyjdzie.
 Hope oparła głowę o okno i dokładnie przyglądała się deszczu za oknem. Zastanawiała się co on teraz może robić. Gdzie jest? Czy na kogoś czeka, czy tęskni za kimś? Czy siedzi teraz na dworze, czy w ciepłym domu? Czy ma kogoś przy sobie, czy jest sam? Czy bardzo się zmienił?
 Dobrze wiedziała, że gdyby tylko poprosił, oddałaby mu swój cały świat. 

 ***
Jak nurek każdego dnia nurkowała w oceanie własnego smutku. Powoli już nie wytrzymywała. Każdego dnia miała coraz mniej tlenu. Dusiła się życiem, powietrzem, ludźmi. 
 -Hope, Hope! -Susan dobijała się do drzwi łazienki. 
 -Już wychodzę. -Hope, jakby nagle ocknęła się z jakiegoś transu. 
 Potrząsnęła głową, przemyła twarz zimną wodą i w końcu przekręciła klucz w zamku. Przyjaciółka przyjrzała sie jej dokładnie i mocno przytuliła.
 -Bałam się, że coś Ci się stało. -mówiła, a po jej policzkach zaczęły spływać łzy. -Bałam się, o Ciebie. -ciągnęła.
 Hope przytuliła mocniej przyjaciółkę. 
 -Nic mi nie jest. Brałam tylko prysznic. -skłamała.

 ***
-Nie jestem nikim wyjątkowym. -powiedziała pewnie Hope, patrząc prosto w oczy Harry'ego. 
 Zimny wiatr otulał ich ciała, ale nikt z nich nie pofatygował się aby nałożyć kurtkę. Stali tak i wydawało się, że w ogóle nie odczuwali zimna. Byli rozgrzani własnym ciepłem. Byli rozgrzani miłością, która ledwo co rozpaliła płomyk w ich sercach. A wszystko zaczyna się od małego płomyku. 
 -Jesteś najbardziej wyjątkową osobą jaką znam. -stwierdził Harry. -Wiesz, polubiłem te wszystkie nasze spotkania, te nasze rozmowy, to jak dobrze się rozumiemy. Polubiłem nasze wspólne wygłupy. Polubiłem śmiać się z Tobą. Polubiłem Ciebie... -przerwał na moment. -Kocham Cię, Hope. -wyszeptał, nie odrywając od niej wzroku. 
Musisz nauczyć mnie kochać na nowo. Już zapomniałam jak to jest kochać kogoś całym sercem, z wzajemnością. Bądźmy wspólnymi nauczycielami. Uczmy się nawzajem miłości. 
------------------------------------------------------------------------
Liczę na długie komentarze ;) 

wtorek, 7 stycznia 2014

Rozdział 5

 Zakochujmy się w sobie powoli. Podobno wtedy miłość trwa dłużej. 
 Harry od paru dni nie myślał o nikim innym, jak tylko o Hope. Ta dziewczyna całkowicie zawładnęła jego myślami. Weszła do jego głosy i postanowiła pozostać tam na zawsze. Zupełnie tak, jak się niedawno okazało, w sercu. Pokochał ją. Nie mógł zrozumieć tylko dlaczego? Co było w niej takiego, że nagle zechciał spędzić z nią resztę swojego życia? Przecież miała tak wiele wad. Nie miała figury modelki, idealnie ułożonych włosów. Była okropnie uparta. Zawsze spóźniała się na spotkania. Miała poobgryzane paznokcie i zaszklone oczy. Przeżyła wiele i była bardzo zraniona przez życie. Była wręcz wrakiem człowieka... Ale on ją kochał. Kochał w niej wszystko. Każdą jej wadę i zaletę. Kochał to jak na niego patrzyła, jak się uśmiechała. Co z tego, że nie umiała gotować, a czasem przypalała nawet wodę na herbatę? Dla niego była idealną kucharką. Może właśnie na tym polegała miłość - kocha się kogoś nawet wtedy gdy nie wie się dlaczego.

 -Jak powiedzieć komuś, że się go kocha? -wypalił Harry ni stąd ni zowąd.
Mała, ośmioletnia Megan spojrzała na niego dziwnie po czym głośno się zaśmiała.
-Wiedziałam! Wiedziałam! -zaczęła krzyczeć, wstając z miejsca. -Wiedziałam, że się zakochałeś! -dodała po chwili.
 Harry podniósł głowę do góry i dokładnie przyjrzał się tej blondynce. Miała przecież rację, zakochał się.
-A więc? Jak powiedzieć, że się kocha? -zapytał cicho, zastanawiając się czy na pewno dobrze robi pytając o to właśnie jej.
 Megan usiadła na podłodze, naprzeciwko niego i skrzyżowała nogi. Chwilę mu się przyglądała, śmiejąc się lekko pod nosem.
 -Och, Harry. -powiedziała w końcu. -Jeśli kochasz ją naprawdę... -ciągnęła. -O miłości powinno mówić się tylko szeptem. -dodała po chwili.
 Chłopak znów na nią spojrzał, zastanawiając się czy to co ona mówi ma właściwie jakikolwiek sens. Ale przecież ma. O miłości powinno mówić się tylko szeptem. 

Myślę, że deszcz to łzy Boga. Przecież on jest taki wielki, a on musi płakać. Na jego miejscu płakałabym cały czas. Przecież to on stworzył ten okropny świat. On stworzył cierpienie, ból, smutek. To jego wina. 
 Hope szła, ciemną nocą, brzegiem plaży. Woda obijała się o jej stopy. Ale Hope nie obchodziło to, że woda była tak bardzo lodowata. Właściwie to w ogóle tego nie zauważyła. Jej myśli wędrowały to od John'a to do Harry'ego i tak w kółko. Zastanawiała się czy to możliwe. Czy możliwe jest to aby pokochać kogoś jeszcze raz. Jeszcze raz tak mocno, jak kochało się wcześniej inną osobę. Przecież John nadal był w jej życiu. Chodź nie było go tutaj ciałem, nie dało się go poczuć, usłyszeć, dotknąć, to on tutaj był. Był w jej sercu. W każdej rzeczy. Był w pustym kubku po kawie, był w ławce w parku, w pustym fotelu, w książce, był w jej mieszkaniu i na zewnątrz. Był wszędzie.
 Jej serce zostało podpisane Jego imieniem i od tej pory należy tylko do Niego. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, że rozdział jest taki krótki i tak rzadko dodaję rozdziały. Postaram się tym razem jednak dotrzymać słowa i jeśli będzie pod tym rozdziałem pięć komentarzy, to od razu dodaję kolejną część c;