wtorek, 1 października 2013

Rozdział 2

Rozpakowałam wszystkie swoje rzeczy w swoim nowym pokoju i wyszłam z domu. Omijając każdego z osobna czułam w tłumie twój zapach. Szukając Cię pomiędzy ludźmi słyszałam Twój głos. Idąc naprzód zmierzałam w Twoją stronę. Zrobiło mi się naprawdę przykro gdy nie było Cię nigdzie, nie było nikogo. Czy to znaczy, że jestem kompletnie sama? Już na zawsze?
 Mimo słońca ulice mokną, a ja czuję zimno pomimo upału. Czy to znaczy, że coś się złego ze mną dzieje? Czy to znaczy, że żyję w innej rzeczywistości? Jak długo można tęsknić? Jak długo można na nowo nauczyć się żyć? Jak długo można pamiętać? 
 Tak naprawdę przecież sama nie wiedziałam czego chcę. Szłam wązkom ulicą z zamkniętymi oczami. Szukając celu i sensu życia, znajdowałam tylko nie potrzebną nadzieję i wspomnienia po Tobie. Byłeś wszędzie a zarazem nigdzie. To męczące. 
-Hope, napijesz się może herbaty? -zapytała Susan.
Kiwnęłam tylko głową, nie odwracając wzroku od swoich palcy. Susan postawiła przede mną kubek z herbatą i usiadła naprzeciwko mnie. Wiedziałam, że mi sie przygląda. Chciałam na nią spojrzeć, ale nie byłam na tyle silna by popatrzeć w jej oczy. Wstydziłam się siebie. Wstydziłam się tego kim jestem.
-Hope, porozmawiajmy w końcu. -jej ton głosu wskazywał na to, że tym razem nie odpuści, więc nie było mowy o tym żebym po prostu bez słowa wyszła.
Podniosłam głowę i w końcu na nią spojrzałam. Jej oczy niemal błagały o chodź by chwilę rozmowy. Nie mogłam tak po prostu znów tego przełożyć. Wiedziałam, że to ją zrani, znowu.
-Chciałabym abyś poszła do psychologa. -zaczęła, po pewnym czasie, gdy wiedziała już że jednak będę z nią rozmawiać.
Już otwierałam usta aby zaprotestować, ale Susan była pierwsza.
-I nie ma mowy o jakimkolwiek ale. Po prostu tam pójdziesz i będziesz chodziła na kolejne spotkania, aż w końcu będziesz znów dawną sobą. -powiedziała stanowczo.
Po chwili wyciągnęła z torebki wizytówkę, po czym położyła ją przede mną.
-Pójdziesz tam jutro na 12. Już umówiłam ci wizytę.
Nie miałam innego wyjścia jak po prostu się tam jutro udać.
 Noc jest piękna, ale zbyt często bolesna. Gdy wszystkie wspomnienia zlewają się w jedną całość, przynoszą nadzwyczaj wielki żal. Chciałoby się niemal je wszystkie zniszczyć, by znów można by było żyć na nowo. Ale się nie da. Wspomnienia wychodzą, z najskrytszych zakamarków naszej pamięci i tańcują w podświadomości. Czasem czuję, że Bóg robi to wszystko specjalnie. Że cierpię tylko dlatego, że lubi patrzeć na moje łzy. 
 Hope, otrzyj swoje policzki od zmarnowanych łez, chodź niezwykle pięknych. Gdy płaczesz niemal widzę ten cały wodospad smutku. Wiedzę twój ból, Hope, twoje łzy, chodź płaczesz sama. Zaczynam się o ciebie bać. Niektórzy lubią szczęście, inni ból, a ty nie lubisz łez, a wciąż płaczesz. Jakbyś chciała wypłakać życie. Tego nie da się zrobić, Hope. Da się jedynie płakać i patrzeć na rozmazany świat, ale o ciut lepszy. 


***

 Gdy w końcu znalazłam budynek w którym miałam spotkać się z panią psycholog, doszłam do wniosku, że to bez sensu. Nikt mnie nie zrozumie, a tym bardziej jakaś obca osoba.
 Szukałam sali z numerem 36 ale nigdzie nie mogłam jej znaleźć. Niemal zgubiłam się w tym pomieszczeniu. Gdy w końcu otarłam na miejsce, usiadłam na plastikowym krzesełku, koło drzwi. Chodź było tu niewielu ludzi, widziałam jak na mnie patrzyli. Czułam się jakby ich było niemal ze stu. Ich oczy wykręcały we mnie dziury. Czułam się przez nich osądzana, a nie wypowiedzieli przecież do mnie żadnego słowa.
 Próbując zagłuszyć myśli, włożyłam do uszu słuchawki i włączyłam muzykę. Znów to zrobiłam. Wyłączyłam się na wszystko, to była moja własna ucieczka przed światem.

***

 Minęła już jakaś godzina, a moje nazwisko zostało wyczytane dopiero teraz. To było dość dziwne, wejść do pomieszczenia gdzie była osoba, która miała mi pomóc. Od samego progu uderzyła mnie fala dziwnego uczucia. Jakby całe pomieszczenie wypełniało szczęście. Podniosłam wzrok i spojrzałam na kobietę o krótkich, brązowych włosach. Jej uśmiech był niemal zaraźliwy. Gdyby nie była takim wrakiem człowieka, na pewno bym się do niej szczerze uśmiechnęła, ale tym razem mogłam sobie jedynie pozwolić na ciche i bez emocjonalne Dzień dobry. Usiadłam na krześle naprzeciwko niskiej kobiety. W moich oczach pojawiły się łzy, zaraz po tym gdy pani Tomas zadała mi pierwsze pytanie: Czy żyjesz, Hope? 
 Byłam już całkowicie pusta od środka. Nie miałam w sobie wiary, a to było mi teraz bardzo potrzebne. Miałam jednak nadzieję, a to wyniszczało mnie od środka. Zabijało po woli, nie chcąc mi nawet dać chodź by odrobiny odpoczynku. Wiedziałam, jak kończy się życie. Jakbym niemal stała u bram śmierci. Wiedziałam, że Bóg nie wybaczy mi mojego życia, wiedziałam też ja także go sobie nie wybaczę. 
 Deszcz padał na mnie, pozostawiając na mojej skórze mokre ślady. Kompletnie się tym nie przejmowałam. Zbyt bardzo byłam przyzwyczajona do łez. Łzy właściwie nie różnią się bardzo od deszczu. Jedyne co jej różni, to to, że w łzach jest uczucie a w deszczu jest po prostu woda.
 Szłam naprzeciwko siebie, omijając spieszących się ludzi. Chcieli jak najszybciej uciec od deszczu. Ja kochała deszcz. Moje włosy całe zmoczone, opadały na moje ramiona. Przez moje mokre policzki, nie wiele widziałam.
 "-Hope, nałóż sobie kaptur, bo zmokniesz i się przeziębisz. -powiedział, z troską. 
 Zaprzeczyłam, uparcie kręcąc głową. 
 -Hope, mówię poważnie, zmokniesz. -powiedział, próbując nałożyć mi na głowę kaptur od bluzy.     Jednak nie było to łatwe, gdy mu przeszkadzałam. 
 -Nie założę go. -zaprzeczyłam, jak uparta pięcioletnia dziewczynka. 
 Cofnęłam się do tyłu i rozłożyłam ręce. Uśmiechnęłam się szeroko do niego i zaczęłam się obracać w          okół własnej osi. W pewnym momencie zatrzymałam się i podeszłam do niego, łapiąc go za rękę i ciągnąc uparcie za sobą. Rozłożyłam jego ręce i kazałam mu zrobić dokładnie to co ja. Ten tylko spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko. 
 -Jesteś szalona. -powiedział, przez śmiech. 
 Przy nim pokochałam deszcz, pokochałam słońce, burze, zimny wiatr i śnieg. On sprawiał, że widziałam świat w zupełnie innych kolorach. Widziałam wszystko o wiele piękniejsze, bo on był przy mnie i byłam pewna, że mnie kocha. I nic nie było teraz ważniejsze. Nasza miłość była najważniejsza. 
 Jeśli taniec w deszczu mógł oznaczać to, że będę chora to nawet trochę się z tego cieszę. Wolę być chora razem z nim, niż zdrowa osobno. "
 Zachwiałam się i upadłam na ziemię. Byłam tak zamyślona, że nawet nie wiedziałam co się stało. Przetarłam oczy i rozejrzałam się dookoła, próbując złączyć fakty. Przede mną stał chłopak z lakami na głowie. Jego intensywnie zielone oczy patrzyły na mnie, a jego prawa ręka była wyciągnięta w moją stronę. Złapałam za jego dłoń i wstałam z ziemi. Otrzepując się, próbowałam uniknąć z nim kontaktu wzrokowego. Wiedziałam, ze na mnie patrzy.
-O co chodzi? -zapytałam w końcu.
-Um, o nic. Chciałem tylko zapytać, czy nic się nie stało? -opowiedział, trochę się jąkając.
-Nic, a co miałoby się niby stać? -powiedziałam, trochę podirytowana.
-No nie wiem. Jesteś smutna. -odparł z wahaniem.
-To nie twoja sprawa. -powiedziałam, próbując go ominąć.
-Ej, poczekaj. Pogadajmy. -zaczął, łapiąc mnie za ramiona.
-Zostaw mnie! Najpierw na mnie wpadasz, później bez żadnych przeprosin oświadczasz mi, że jestem smutna, a teraz chcesz ze mną rozmawiać. Niby o czym moglibyśmy gadać? -miałam już go dość.
-No nie wiem.. -zaczął. -Mam na imię Harry. -dodał z uśmiechem.
-No to super, a teraz zejdź mi z drogi. -odparłam, omijając go i jak najszybszym tempem, próbowałam dojść do domu.

 ***

Noc kołysze nas do snu. Niczym niemowlęta zasypiamy. Z setkami postanowieniami i z milionem nadziei na lepsze jutro. Zamykamy zmęczone od łez oczy i widzimy ciemność. Ostatnimi słowami prosimy Boga, abyśmy nie musieli jutro wstać. 
 Wiedzę twoją minę, Hope. Jesteś smutna. Marzysz o śmierci. Twoje oczy są pełne wyschniętych łez. Nie ma już w tobie miejsca na jutro. Przepełnia cię smutek i prosisz o jakiekolwiek ukojenie. Zaśnij. Sen sprawia, że zapominamy. Zapomnij Hope o bólu. Zaśnij umierając na nowo. 


---------------------------------------------------
Tak więc, mam nadzieję, że każdy kto przeczyta ten rozdział skomentuje go.

11 komentarzy:

  1. jeju super extra rozdział.. czekam na nastepny .. i to z wielką niecierpliwościa uwielbiam jak piszesz ..
    pozdrawiam me x.x

    OdpowiedzUsuń
  2. o kurde.. 0.0
    to jest świetne,fantastyczne, fenomenalne, genialne, znakomite, cudowne, boskie, nieziemskie, wyśmienite.. aż mi słów zabrakło <33
    Czekam z ogromną niecierpliwością na kolejny rozdział :)
    buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajny rozdział ;) Wciągnął mnie także czekam na następny :>

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten rozdział jest BOSKI. Nie mam co tu dużo pisać.
    Czekam z niecierpliwości na kolejny post.
    Zapraszam także do mnie na opowiadanie http://one-second-one-love.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział, pięknie piszesz, można się zanurzyć w Twoich opisach, niesamowite. Ogółem świetny blog i genialny szablon! Pozdrawiam

    http://hungergameshistory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajne :)
    Czekam na następny rozdział :)
    Zapraszam do mnie : www.teenroombloog.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. GENIALNY . Ciekawe jak dalej akcja sie potoczy . Czekam na nn . :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetnie piszesz, masz ciekawy sposób przedstawiania historii i budowania napięcia. Mimo to odrobinę gubię się w świecie głównej bohaterki. Wiem że próbujesz w ten sposób pokazać jej uczucia, ale zdecydowanie brakuje mi scen. Jakiejś akcji. Mam nadzieję że w dalszych rozdziałach pokażesz jakieś działanie, a nie przeszłość.
    Ale zapominając o zasadach, świetny tekst. Zaletą jest że można odlecieć, zupełnie jak gł. bohaterka. Fajne imię : Hope-nadzieja :)
    A i jeszcze coś do prologu.
    Tam było takie zdanie:
    Nadzieja zabija.(...)karmi mnie nowymi nadziejami.
    Jak nadzieja może karmić nadziejami?
    Poza tym super.
    Trill
    Ps:Zapraszam do mnie
    http://moje-sos.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń