Mogłam nie spać całą noc i przywoływać wspomnienia. Siedzieć na parapecie swojego okna i cierpliwie czekać. Czekać aż wróci ktoś kogo bardzo kocham. Potrafiłam codziennie rano parzyć dwie kawy na wypadek, gdyby wrócił. Zawsze gdy wychodziłam z domu kładłam pod wycieraczką klucz, na wypadek gdyby wrócił a mnie nie byłoby w domu. Każdego dnia uważnie sprawdzałam swoją skrzynkę przed domem, na wypadek gdyby nie wysłał jakiegoś listu. Każdego dnia o godzinie 16 siedziałam w domu z obiadem, na wypadek gdyby wrócił z pracy. I chodź bym nie wiem co się stało nigdy nie przestanę czekać. Wiem, że odszedł, wiem, że być może nigdy nie wróci, ale wolę siedzieć i czekać, niż zapomnieć że kiedykolwiek pojawił się w moim życiu.
Nadzieja zabija. Sprawia, że jesteśmy jej więźniami. Mnie już dawno pochłonęła, zabrała i zamknęła w szklanej pułapce, gdzie każdego dnia karmi mnie nowymi nadziejami.
-Gdzie byłaś?
Głos Susan wydawał się być niepewny. Jakby wolała wcale nic nie mówić. Bała się mnie? Nie to nie możliwe. Bała się odpowiedzi. Odkąd znalazła mnie pociętą w łazience boi się każdego wypowiedzianego przeze mnie słowa. Boi się prawdy. Każdy jej się boi, bardziej niż kłamstwa. Susan powinnaś wiedzieć, że już nic sobie nie zrobię. Czy człowiek martwy może coś sobie zrobić?
-Byłam się przejść. -odpowiedziałam, omijając ją.
Wiedziałam, że jest osobą upartą, że jak sobie coś ubzdura to już nie jest z nią tak łatwo. Ale wiedziałam też, że nie jestem na tyle silna by rozmawiać z nią. Jeśli naszym tematem miałaby być pogoda na dworze, czy też zwykła rozmowa o niczym chętnie bym z nią porozmawiała. Po prostu jestem za słaba psychicznie na rozmowę o tym jak się czuję i na pytania co dalej. Mam dość. Przepraszam. Wolę żyć we własnym świecie. Nawet jeśli mogę tam cierpieć bardziej niż tutaj.
-Hope, porozmawiajmy w końcu. -powiedziała podirytowana.
Zatrzymałam się przy końcu schodów i odwróciłam się w jej stronę. Spojrzałam na nią. Patrzyła na mnie tak jakby próbowała ocalić cały świat. Chciała mi pomóc. Susan nawet nie wiesz jak jestem ci wdzięczna, za to co dla mnie robisz, ale nie możesz mi pomóc. Przykro mi. Nikt nie może.
-Nie teraz, nie dzisiaj. -odpowiedziałam i zaczęłam znów iść w stronę swojego pokoju.
Słyszałam jak Susan jeszcze coś mówi, ale nie słuchałam jej. Znów się wyłączyłam. Na świat, na ludzi, na życie.
***
Ile razy można upaść by w końcu polubić dno? By w końcu się przyzwyczaić do zimnego i samotnego końca?
Praca w sklepie z płytami nie była niczym wyjątkowym. Zwykła, męcząca praca. Jednak odciągała mnie od tego wszystkiego,od samej siebie. Dlatego lubiłam tam przychodzić. Jeśli mogłam chodź na chwilę przestać myśleć, mogłam znów normalnie żyć. Ludzie przychodzili, odchodzili. Nigdy nie przyglądałam im się, a może powinnam? Nigdy nie zwracałam uwagi na ludzi w parku, na zakochanych, na dzieci. Tak jakbym cale ich nie widziała. A może powinnam się na chwilę zatrzymać. Obejrzeć się dookoła. Przyjrzeć się omijającym mnie ludziom i zobaczyć w każdym z nich chodź maleńką cząstkę mnie.
***
Susan dostała propozycję pracy w innym mieście i musiałyśmy się przeprowadzić. Oczywiście, chciała zostać, ale mimo wszystko jest moją przyjaciółką i uważam, że teraz ja powinnam zrobić coś dla niej. Przecież to ona cały czas poświęca się dla mnie. Przeprowadzka absolutnie nie jest niczym fajnym, ale wierzę, że będzie lepiej gdy zmienię nowe otoczenie. Liczę na nowe lepsze życie, chodź tak naprawdę nie wiem dlaczego się jeszcze oszukuję. Czy nie wiem, że już nic mi nie pomoże. To głupie wierzyć, że będzie lepiej.Dobrze wiem jaki kształt ma smutek. Dobrze wiem jak wygląda i gdzie można go znaleźć. Wiem o nim wszystko. Nawet najmniejsze szczegóły, lecz nie wiem jak się go pozbyć, jak zniszczyć.
Gdzieś gdzie szuka się światła, jest wszędzie ciemność. Gdzieś gdzie szuka się ludzi, jeszcze wszędzie pustka. Gdzieś gdzie szuka się miłości jest nienawiść. Szukam ciebie tutaj. Czy to znaczy, że cię nie znajdę?